- Kiedy zaczynamy i od czego? - zapytał podekscytowany piętnastolatek.
- Dzisiaj... rozpoczniemy od powtórki materiału.
Zaczęła się krótka walka ojca z synem. Drętwota i Protego były używane na zmianę to przez Harry'ego, to przez Jamesa. Później przeszli do zaklęć rozbrajających.
- Expelliarmus! - zawołał nastolatek i po chwili trzymał w ręce różdżkę ojca.
- Świetnie ci idzie! - pochwalił go Harry Potter. - Jutro przyjdź o tej samej porze. Będziemy ćwiczyć nieco trudniejsze zaklęcia.
- Dobranoc tato.
- Dobranoc synu.
Harry odprowadził syna do stołu w Wielkiej Sali, po czym usiadł obok Ginny. Pochwalił najstarszego syna zaczynając jeść kolację.
- Patrz... - powiedziała wskazując ręką na stół Gryfonów, gdzie właśnie zatrzymał się jeden Ślizgon.
- Co Potter boisz się? Mój tata z chęcią przyjdzie i zrobi z tobą to samo co podczas ostatnich wakacji. - Victor Avery właśnie wyśmiewał się z kolegi, po czym uderzył go bardzo mocno w twarz.
- Dosyć! Panie Avery jeśli jeszcze raz zobaczę jak pan dokucza innym, zwłaszcza Potterom zostanie pan bezpowrotnie wydalony ze szkoły! Załatwię to! - warknął Severus podchodząc do ucznia piątego roku. Ślizgon popatrzył na opiekuna jego domu ze zdziwieniem i bez słowa odszedł w swoją stronę.
- Wszystko w porządku Jim? - spytał Harry podchodząc do syna. Nastolatek tylko skinął głową i przytulił się do ojca, który objął go ramieniem. - Porozmawiamy po lekcjach. Nie daj się Ślizgonom. - szepnął i wyszedł z Wielkiej Sali kierując się do pracowni, gdzie czekało już na niego kilka osób z szóstego roku. Jego myśli krążyły wciąż przy najstarszym synie.
- Dzień dobry panie profesorze.
- Witajcie... - odparł zamyślony.
Tym czasem James stał przed klasą Eliksirów, w lochach czekając na przybycie profesora. Był przerażony, co mówiły wszystkim wystraszone oczy i opuszczona głowa. Przez chwilę zastanawiał się nad ucieczką. Wszyscy mieli by spokój. Zastanowił się chwilę i stwierdził, że jednak to zły pomysł. Przecież nie umie się nawet obronić, a ataku nawet nie warto wspominać. Z zamyślenia wyrwało go głośne chrząknięcie.
- Masz zamiar wejść, czy będziesz tu tak sterczał?
Potter szybko oprzytomniał, wziął torbę i wszedł do klasy.
Przez cały dzień musiał znosić wredne zaczepki Ślizgonów. Gdy tylko przechodził obok kogoś, kto mógłby być dzieckiem śmierciożerców słyszał śmiech i wyzwiska pod jego adresem. Raz wdał się w bójkę z Ślizgonem z siódmego roku, co zauważył Harry.
- Co tu się dzieje? - warknął i odsunął chłopaka od syna.
- Tatuś nie zawsze będzie przychodził ci z pomocą Potter. Kiedyś zobaczysz na co nas stać. -
James w takich momentach nie był sobą. Wpadał w panikę, by później wpaść w ramiona ojca. Tylko wtedy czuł się bezpieczny.
- Minus pięćdziesiąt punktów i miesięczny szlaban z Flichem. - zwrócił się Harry w stronę ucznia, który groził Jamesowi. - Co tak stoisz zmiataj na lekcje! - warknął.
Gdy tylko Ślizgon znalazł się poza zasięgiem wzroku Jim zaczął płakać.
- James... posłuchaj mnie synku.... - Harry ukucnął i lekko uniósł głowę chłopca, by spojrzeć mu w oczy - Nie możesz ciągle ulegać. Rozumiem, że po ostatnich przeżyciach jest ci cholernie ciężko, jednak jesteś moim synem. Jesteś śliny, ale sam nie chcesz w to uwierzyć. Tak jak powiedział ten przebrzydły Ślizgon nie zawsze będę mógł cię obronić. Porozmawiam z Severusem o jego podopiecznych, a ty postaraj się nie chodzić samemu po szkole. Jasne?
- Tak tato - szepnął, przytulił się do niego, otarł łzy i skierował się w stronę wieży Gryfonów.
CDN...
niedziela, 16 sierpnia 2015
czwartek, 17 kwietnia 2014
Rozdział 10 - James Junior
Następną osobą ćwiczącą zaklęcie Riddiculus był James Potter. Bogin przyjął postać jednego z najgorszych Śmierciożerców - Avery'ego. Harry znów stanął przed uczniem i wypowiedział zaklęcie unieszkodliwiające potwora. Spojrzał na syna, który stał otępiale patrząc w podłogę.
- Zostań chwilę. - szepnął pan Potter, po czym wrócił do lekcji... po jej skończeniu zaczął rozmowę z synem.
- Tato... ja się boje... - szepnął.
- Wiem... Doskonale znam te uczucia, które tobą ogarnęły. Sam niejednokrotnie przez to przechodziłem. Słuchaj. Musisz nauczyć się tego zaklęcia. To bardzo niebezpieczne czasy, nie wiadomo co jutro może się zdarzyć. - powiedział.
- Rozumiem, tylko... ja... - zaczął młodszy Potter.
- Synku wiem, że doświadczyłeś na własnej skórze mocy Avrey'ego, tak jak ja... Jednak proszę cię. To dla twojego dobra. - przekonywał. Uczeń skinął głową i przygotował się do obrony przed boginem. Po chwili stwór pojawił się przypominając śmierciożercę. Dziecko patrzyło się w Avery'ego stojąc jak słup soli.
- Spokojnie Jim dasz radę. - ojciec podnosił go na duchu.
- Riddiculus. - szepnął szybko, gdy postać w czarnej pelerynie prawie go dotknęła. Chłopak zamknął oczy.
- Świetnie ci poszło. - pocieszył Harry przytulając syna, który nagle wybuchł płaczem. Gdy się uspokoił Wybraniec ponownie odezwał się - Chodźmy do Wielkiej Sali. Will i Lily na pewno się martwią... a co dopiero mówić o kuzynach i mamie. - mówił. James skinął głową i razem poszli na obiad.
- Jim! Chodź tutaj! - zawołali Fred i Luis niemal równocześnie. Harry zaśmiał się pod nosem i ruszył w stronę stołu nauczycielskiego. Usiadł pomiędzy Severusem a Ginny.
- Słyszałam, że James nie radził sobie z boginem. - zaczęła ruda.
- Nic dziwnego... Jego bogin przyjął postać Avrey'ego. - szepnął. Ginny skinęła głową ze zrozumieniem i popatrzyła na syna zatroskanym wzrokiem. - To mocny chłopak. Wyrasta na porządnego człowieka. -
- Jest kropka w kropkę jak ty - uparty, zdolny i jak już powiedziałeś mocny. - Harry uśmiechnął się słysząc to, po czym znów spojrzał na James'a, który siedział skulony, ze smutną miną. Rodzeństwo i kuzyni skakali wokoło niego próbując rozweselić. Nic.
- Zaraz wrócę kochanie. - powiedział brunet kierując się w stronę stołu Gryfonów, a będąc przy nim zwrócił się do syna - James... Chodź proszę ze mną. - Dzieciak energicznie podniósł się o pionu i u boku ojca opuścił Wielką Salę. Zdziwił się, gdy weszli do Pokoju Życzeń, który zmienił się w salę treningową.
- Jim... Nie możesz tak się zachowywać. Chodzi mi między innymi o zamykanie się w sobie i odpychanie rodzeństwa i przyjaciół. To nic nie da. W każdym razie dobrego. Wiem o tym, bo sam przeżyłem coś takiego. - powiedział na wstępie. - Po za tym ostatnio nie widziałem cię uśmiechniętego. Słuchaj. Dobrze wiem jak się czujesz. Jednak radziłbym wprowadzić do twego życia więcej słońca, radości... Jimmy... gdybym ja tego nie zrobił już dawno bym oszalał, lub nawet nie żył. - rzekł Wybraniec, na co młody Potter skinął głową. - Wiem także, że gdybym lepiej cię podszkolił w OPCM zapewne nic złego by się nie wydarzyło, a ta cała sprawa ze śmierciojadami nigdy by ciebie nie dotyczyła. Dlatego też będę uczył cię walki. -
- Naprawdę? - spytał zafascynowany piętnastolatek.
CDN...
Hej, dziś krótko... ale cóż nie miałam pomysłów wcześniej...
- Zostań chwilę. - szepnął pan Potter, po czym wrócił do lekcji... po jej skończeniu zaczął rozmowę z synem.
- Tato... ja się boje... - szepnął.
- Wiem... Doskonale znam te uczucia, które tobą ogarnęły. Sam niejednokrotnie przez to przechodziłem. Słuchaj. Musisz nauczyć się tego zaklęcia. To bardzo niebezpieczne czasy, nie wiadomo co jutro może się zdarzyć. - powiedział.
- Rozumiem, tylko... ja... - zaczął młodszy Potter.
- Synku wiem, że doświadczyłeś na własnej skórze mocy Avrey'ego, tak jak ja... Jednak proszę cię. To dla twojego dobra. - przekonywał. Uczeń skinął głową i przygotował się do obrony przed boginem. Po chwili stwór pojawił się przypominając śmierciożercę. Dziecko patrzyło się w Avery'ego stojąc jak słup soli.
- Spokojnie Jim dasz radę. - ojciec podnosił go na duchu.
- Riddiculus. - szepnął szybko, gdy postać w czarnej pelerynie prawie go dotknęła. Chłopak zamknął oczy.
- Świetnie ci poszło. - pocieszył Harry przytulając syna, który nagle wybuchł płaczem. Gdy się uspokoił Wybraniec ponownie odezwał się - Chodźmy do Wielkiej Sali. Will i Lily na pewno się martwią... a co dopiero mówić o kuzynach i mamie. - mówił. James skinął głową i razem poszli na obiad.
- Jim! Chodź tutaj! - zawołali Fred i Luis niemal równocześnie. Harry zaśmiał się pod nosem i ruszył w stronę stołu nauczycielskiego. Usiadł pomiędzy Severusem a Ginny.
- Słyszałam, że James nie radził sobie z boginem. - zaczęła ruda.
- Nic dziwnego... Jego bogin przyjął postać Avrey'ego. - szepnął. Ginny skinęła głową ze zrozumieniem i popatrzyła na syna zatroskanym wzrokiem. - To mocny chłopak. Wyrasta na porządnego człowieka. -
- Jest kropka w kropkę jak ty - uparty, zdolny i jak już powiedziałeś mocny. - Harry uśmiechnął się słysząc to, po czym znów spojrzał na James'a, który siedział skulony, ze smutną miną. Rodzeństwo i kuzyni skakali wokoło niego próbując rozweselić. Nic.
- Zaraz wrócę kochanie. - powiedział brunet kierując się w stronę stołu Gryfonów, a będąc przy nim zwrócił się do syna - James... Chodź proszę ze mną. - Dzieciak energicznie podniósł się o pionu i u boku ojca opuścił Wielką Salę. Zdziwił się, gdy weszli do Pokoju Życzeń, który zmienił się w salę treningową.
- Jim... Nie możesz tak się zachowywać. Chodzi mi między innymi o zamykanie się w sobie i odpychanie rodzeństwa i przyjaciół. To nic nie da. W każdym razie dobrego. Wiem o tym, bo sam przeżyłem coś takiego. - powiedział na wstępie. - Po za tym ostatnio nie widziałem cię uśmiechniętego. Słuchaj. Dobrze wiem jak się czujesz. Jednak radziłbym wprowadzić do twego życia więcej słońca, radości... Jimmy... gdybym ja tego nie zrobił już dawno bym oszalał, lub nawet nie żył. - rzekł Wybraniec, na co młody Potter skinął głową. - Wiem także, że gdybym lepiej cię podszkolił w OPCM zapewne nic złego by się nie wydarzyło, a ta cała sprawa ze śmierciojadami nigdy by ciebie nie dotyczyła. Dlatego też będę uczył cię walki. -
- Naprawdę? - spytał zafascynowany piętnastolatek.
CDN...
Hej, dziś krótko... ale cóż nie miałam pomysłów wcześniej...
piątek, 28 marca 2014
Rozdział 9 - Co to znaczy być Potterem...
Speszony James skulił się. Wiedział, że nauczyciel Eliksirów jest wredny i surowy... ale, że aż tak? Tego się nie spodziewał. Profesor zapytał go o właściwości Łzy Feniksa, Kła Bazyliszka, Rogu Jednorożca i wielu, wielu innych.
- Nie wiem, panie profesorze. - szepnął po raz kolejny.
- Widać rodzice niczego cię nie nauczyli. Sławni Potterowie... Pff... Ojciec jak i syn... - prychnął, a słysząc pukanie zawołał - Proszę... Ach Harry Potter nasza wcześniejsza znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie i mrugnął do siostrzeńca, który zaśmiał się tylko i rzekł:
- Severusie... Dajmy temu spokój. - zaśmiał się po czym nagle spoważniał - Dyrektor wzywa cię do swojego gabinetu. Natychmiast. Ja popilnuję klasy. -
- Jesteś dobry z Eliksirów, wytłumacz im co nie co, bałwanie. - mrugnął po czym wyszedł z lochów.
- Ktoś był już pytany? - uśmiechnął się - Ach... tak spodziewałem się tego. -westchnął widząc jak uczniowie patrzą na jego syna - Zaczynasz tak jak ja. - zaśmiał się pod nosem.
- Proszę pana! Czy to prawda, że w swoje pierwsze urodziny pokonał pan Voldemorta? - spytała jakaś Ślizgonka.
- Tak. - odparł krótko. - Co tu mówić... na moje nieszczęście, każdy zna moją historię. -
- Czy to prawda, że wychowali pana mugole i, że nie wiedział pan o istnieniu magii do czasu wyjazdu do Hogwartu? - zawołał ktoś z ostatniego rzędu.
- Prawda, prawda... A pierwszymi słowami, które dawny profesor Snape, dzisiaj zwany profesorem Potterem skierował do mnie były: "Pan Potter nasza nowa znakomitość". Żenujące. - uśmiechnął się szeroko, a widząc zaczerwionego syna już wiedział - Severus nie oszczędził tego zdania Jamesowi. - Ale się rozgadaliśmy... Profesor będzie wściekły. Możecie się spakować, a ja uciekam nim ten potwór mnie dopadnie. - zawołał słysząc dzwonek i ze śmiechem wypadł z lochów. Tym sposobem wszyscy polubili nowego nauczyciela OPCM.
Harry z uśmiechem na ustach wszedł do Wielkiej Sali, po czym zajął swoje miejsce przy stole nauczycielskim.
- Czarny Pan już wie o mojej zdradzie, o moim prawdziwym pochodzeniu... - szepnął Severus pochylając się nad nim. - W szkole musi być szpieg. - stwierdził.
Wybraniec skinął głową i pogrążył się w myślach. Chciał by to wszystko się skończyło. Chciał żyć jak każdy inny, dla którego największym problemem było jedno głupie przeziębienie. Westchnął cicho, po czym zabrał się do jedzenia. Chwilę później odsunął prawie pełny talerz i wyszedł z Sali Wejściowej. Serce przyspieszyło, zaczęła boleć go głowa, świat zaczął wirować. Zamknął oczy, stanął przed drzwiami klasy w której miał prowadzić zajęcia. Odczekał chwilę i gdy wszystko było już w porządku wszedł do sali. Bał się, że nie dotrze do dzieci i niczego ich nie nauczy.
- Miałeś się nie stresować. - powiedział ktoś, stojący w drzwiach. - Widziałem wszystko. - powiedział ta sama osoba - Severus Potter.
- Niby jak mam się nie stresować? Co jeśli mi nie wyjdzie? Może od razu zgłoszę rezygnację. - zastanawiał się.
- Nie gadaj tak! Dzieciaki cię kochają! Nie pamiętasz GD? Wiem, że ty stworzyłeś tą całą organizację, że uczyłeś swoich rówieśników walki. Wtedy sobie poradziłeś, czemu teraz miałbyś nie podołać zadaniu? - zdziwił się Mistrz Eliksirów.
- Dobra spróbuję. -
- Do zobaczenia Harry. Powodzenia! - zawołał Sev w progu.
- Wejdźcie. - powiedział Chłopiec Który Przeżył do grupki uczniów czekających na rozpoczęcie lekcji - uczniowie z czwartego roku.
- Nie muszę się przedstawiać, ani nic z tych rzeczy, bo pewnie znacie mnie dość dobrze. - uśmiechnął się ciepło do klasy. - Na moje zajęcia nie noście książek. Na razie zajmiemy się praktyką. - Panno Weasley - zwrócił się do chrześniaczki - Co to jest bogin? - zapytał
- Tak na prawdę nie wiadomo dokładnie co to jest. Wychodząc ze swojej kryjówki przypomina coś czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nim. Zaklęciem obronnym jest Reddikulus. - odpowiedziała
- Bardzo dobrze. 10 punktów dla Gryffindoru. Przejdźmy do praktyki. Ustawcie się w kolejce. Każdy z was z osobna zetknie się z boginem. Przygotujcie się. -
Bogin Rosse przybrał kształt niezdanego egzaminu - czyli taki sam jak Hermiony - jej matki. Zauważył różne dziwne rzeczy. Jak bogin zmienia się w książkę, latawiec... Dziwne... Kto się boi takich rzeczy?
- Scorpius Malfoy. - zawołał i z kolejki wyłonił się wysoki jak na swój wiek blondyn. Staną przed szafą, z której Harry wypuścił potwora. Przybrał postać ogromnego węża - węża Voldemorta - Nagini.
- Reddikulus! - zawołał Harry stając przed nim, widząc jak dzieciak stoi sparaliżowany ze strachu.
CDN...
Rozdział miałam już dawno napisany, więc bardzo przepraszam, że nie dodałam go wcześniej...
Proszę o komentarze!
- Nie wiem, panie profesorze. - szepnął po raz kolejny.
- Widać rodzice niczego cię nie nauczyli. Sławni Potterowie... Pff... Ojciec jak i syn... - prychnął, a słysząc pukanie zawołał - Proszę... Ach Harry Potter nasza wcześniejsza znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie i mrugnął do siostrzeńca, który zaśmiał się tylko i rzekł:
- Severusie... Dajmy temu spokój. - zaśmiał się po czym nagle spoważniał - Dyrektor wzywa cię do swojego gabinetu. Natychmiast. Ja popilnuję klasy. -
- Jesteś dobry z Eliksirów, wytłumacz im co nie co, bałwanie. - mrugnął po czym wyszedł z lochów.
- Ktoś był już pytany? - uśmiechnął się - Ach... tak spodziewałem się tego. -westchnął widząc jak uczniowie patrzą na jego syna - Zaczynasz tak jak ja. - zaśmiał się pod nosem.
- Proszę pana! Czy to prawda, że w swoje pierwsze urodziny pokonał pan Voldemorta? - spytała jakaś Ślizgonka.
- Tak. - odparł krótko. - Co tu mówić... na moje nieszczęście, każdy zna moją historię. -
- Czy to prawda, że wychowali pana mugole i, że nie wiedział pan o istnieniu magii do czasu wyjazdu do Hogwartu? - zawołał ktoś z ostatniego rzędu.
- Prawda, prawda... A pierwszymi słowami, które dawny profesor Snape, dzisiaj zwany profesorem Potterem skierował do mnie były: "Pan Potter nasza nowa znakomitość". Żenujące. - uśmiechnął się szeroko, a widząc zaczerwionego syna już wiedział - Severus nie oszczędził tego zdania Jamesowi. - Ale się rozgadaliśmy... Profesor będzie wściekły. Możecie się spakować, a ja uciekam nim ten potwór mnie dopadnie. - zawołał słysząc dzwonek i ze śmiechem wypadł z lochów. Tym sposobem wszyscy polubili nowego nauczyciela OPCM.
Harry z uśmiechem na ustach wszedł do Wielkiej Sali, po czym zajął swoje miejsce przy stole nauczycielskim.
- Czarny Pan już wie o mojej zdradzie, o moim prawdziwym pochodzeniu... - szepnął Severus pochylając się nad nim. - W szkole musi być szpieg. - stwierdził.
Wybraniec skinął głową i pogrążył się w myślach. Chciał by to wszystko się skończyło. Chciał żyć jak każdy inny, dla którego największym problemem było jedno głupie przeziębienie. Westchnął cicho, po czym zabrał się do jedzenia. Chwilę później odsunął prawie pełny talerz i wyszedł z Sali Wejściowej. Serce przyspieszyło, zaczęła boleć go głowa, świat zaczął wirować. Zamknął oczy, stanął przed drzwiami klasy w której miał prowadzić zajęcia. Odczekał chwilę i gdy wszystko było już w porządku wszedł do sali. Bał się, że nie dotrze do dzieci i niczego ich nie nauczy.
- Miałeś się nie stresować. - powiedział ktoś, stojący w drzwiach. - Widziałem wszystko. - powiedział ta sama osoba - Severus Potter.
- Niby jak mam się nie stresować? Co jeśli mi nie wyjdzie? Może od razu zgłoszę rezygnację. - zastanawiał się.
- Nie gadaj tak! Dzieciaki cię kochają! Nie pamiętasz GD? Wiem, że ty stworzyłeś tą całą organizację, że uczyłeś swoich rówieśników walki. Wtedy sobie poradziłeś, czemu teraz miałbyś nie podołać zadaniu? - zdziwił się Mistrz Eliksirów.
- Dobra spróbuję. -
- Do zobaczenia Harry. Powodzenia! - zawołał Sev w progu.
- Wejdźcie. - powiedział Chłopiec Który Przeżył do grupki uczniów czekających na rozpoczęcie lekcji - uczniowie z czwartego roku.
- Nie muszę się przedstawiać, ani nic z tych rzeczy, bo pewnie znacie mnie dość dobrze. - uśmiechnął się ciepło do klasy. - Na moje zajęcia nie noście książek. Na razie zajmiemy się praktyką. - Panno Weasley - zwrócił się do chrześniaczki - Co to jest bogin? - zapytał
- Tak na prawdę nie wiadomo dokładnie co to jest. Wychodząc ze swojej kryjówki przypomina coś czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nim. Zaklęciem obronnym jest Reddikulus. - odpowiedziała
- Bardzo dobrze. 10 punktów dla Gryffindoru. Przejdźmy do praktyki. Ustawcie się w kolejce. Każdy z was z osobna zetknie się z boginem. Przygotujcie się. -
Bogin Rosse przybrał kształt niezdanego egzaminu - czyli taki sam jak Hermiony - jej matki. Zauważył różne dziwne rzeczy. Jak bogin zmienia się w książkę, latawiec... Dziwne... Kto się boi takich rzeczy?
- Scorpius Malfoy. - zawołał i z kolejki wyłonił się wysoki jak na swój wiek blondyn. Staną przed szafą, z której Harry wypuścił potwora. Przybrał postać ogromnego węża - węża Voldemorta - Nagini.
- Reddikulus! - zawołał Harry stając przed nim, widząc jak dzieciak stoi sparaliżowany ze strachu.
CDN...
Rozdział miałam już dawno napisany, więc bardzo przepraszam, że nie dodałam go wcześniej...
Proszę o komentarze!
wtorek, 28 stycznia 2014
Rozdział 8 - Prawda
Harry tylko skinął głową po czym spojrzał na łózko znajdujące się na końcu sali. Leżał na nim Snape. Miał on szeroko otwarte oczy, które skierowane były w stronę Wybrańca. Powoli podniósł się i powlekł do łóżka Pottera.
- Dziękuję. - zdziwił się słysząc ten wyraz z ust Złotego Chłopca.
- Możecie zostawić nas samych? - poprosił Snape, a ci natychmiast wyszli. - Musisz wreszcie dowiedzieć się prawdy... Nie mogę dłużej tego ukrywać. Gdyby nie Dumbledore, to już dawno bym ci powiedział! Jesteśmy rodziną. - rzekł bez owijania w bawełnę.
- Jak t-to? - szepnął Harry
- Jestem bratem bliźniakiem twojego ojca, albo raczej byłem... zostałem wydziedziczony tuż przed pójściem do Hogwartu. Jako, że James był moim bratem powierzyłem mu tajemnice... którą było śmierciożerstwo. Jednak ten nie wytrzymał i pobiegł do ojca... a później już chyba wiesz co mogło się stać. - mówił - Po ich śmierci mogłem z powrotem przyjąć stare nazwisko... Jednak bałem się tego co zrobi Voldemort gdy się dowie... Tak Harry bałem się... Nawet nie o siebie. Tylko o ciebie! Tak to prawda! - wyznał. - Tak na prawdę nazywam się Michael Potter. Przerażające nie? - zaśmiał się. - Ach i zapomniałbym na najważniejszym. Lily nie pochodziła z mugolskiej rodziny, jak ci wszyscy wmawiali. Tak na prawdę każdy z rodu Evansów był czystej krwi czarodziejem, prócz Petuni, która jest charłakiem. Jej rodzice żyli wśród mugolów, dlatego ukrywali się i nie używali różdżek jak nie było takiej potrzeby. -
- Nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał oniemiały Wybraniec. To za dużo informacji jak na dzień.
- Poprzedzając twoje kolejne pytanie, to nie wyglądam podobnie do twojego ojca, tylko dlatego, że moi opiekunowie rzucili na mnie Zaklęcie Adopcyjne. -
- Czyli, że wystarczy, że powiem, że przyjmuję pana z powrotem do rodziny wystarczy? -
- Tak. Ale proszę od dziś nie mów do mnie per "pan"... -
- Oczywiście. - zgodził się po czym położył rękę na ramieniu Mistrza Eliksirów i rzekł: - Ja, Harry James Potter przyjmuję cię - Severusie Snape z powrotem do rodziny Potterów. -
Nagle Severus Snape stał się kimś zupełnie innym niż był do tej pory... Stał się idealną kopią swego brata - James'a.
- Na reszcie... - sapnął były śmierciożerca - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś... Teraz jesteśmy rodziną. - uśmiechnął się.
Harry siedział wpatrując się w Dawny Postrach Hogwartu - Severusa Snape'a, a raczej Severusa Pottera.
- Szóstka Potterów w jednym miejscu? Straszneee... - zaśmiał się Wybraniec
- Nie myśl, że ze względu na nasze bliskie pokrewieństwo dam twoim dzieciakom fory na Eliksirach. -
- Nie chciałbym tego. Niech posmakują, co to znaczy być Potterem. -
Przez jeden przypadek Severus i Harry pogodzili się, zapomnieli o dawnych sporach. Zaczęli nowy rozdział. Miłość znów zwyciężyła nad nienawiścią.
Nadszedł pierwszy dzień nauki. James Potter był już na czwartym roku i obecnie spieszył się na Eliksiry. Wpadł do lochów chwilę przed pojawieniem się Mistrza Eliksirów. Puścił oczko do Rose i wypakował z torby pióro, kałamarz i książkę. Nagle drzwi do klasy otworzyły się, a przez nie wkroczył profesor Snape... Ach jaki Snape?! Profesor Potter!
- Dzień dobry. - rzekł.
- Dzień dobry panie profesorze. - powiedziała cała klasa.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął swoją coroczną przemowę - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać... - mruknął spoglądając na syna Harry'ego po czym zaczął sprawdzać obecność. Na dłużej zatrzymał się przy znanym nazwisku. - Pan Potter nasza nowa znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie, a cała klasa wybuchnęła niepochamowanym śmiechem.
Hejka... Dziś krótko i koślawo.
Mimo feri, nie mam jak pisać... a moja wena? Nie ma! niknęła! Przepadła FOREVER! Masakra. ;c
Piszcie swoje opinie na temat rozdziału w komach, bardzo mi na nich zależy.
- Dziękuję. - zdziwił się słysząc ten wyraz z ust Złotego Chłopca.
- Możecie zostawić nas samych? - poprosił Snape, a ci natychmiast wyszli. - Musisz wreszcie dowiedzieć się prawdy... Nie mogę dłużej tego ukrywać. Gdyby nie Dumbledore, to już dawno bym ci powiedział! Jesteśmy rodziną. - rzekł bez owijania w bawełnę.
- Jak t-to? - szepnął Harry
- Jestem bratem bliźniakiem twojego ojca, albo raczej byłem... zostałem wydziedziczony tuż przed pójściem do Hogwartu. Jako, że James był moim bratem powierzyłem mu tajemnice... którą było śmierciożerstwo. Jednak ten nie wytrzymał i pobiegł do ojca... a później już chyba wiesz co mogło się stać. - mówił - Po ich śmierci mogłem z powrotem przyjąć stare nazwisko... Jednak bałem się tego co zrobi Voldemort gdy się dowie... Tak Harry bałem się... Nawet nie o siebie. Tylko o ciebie! Tak to prawda! - wyznał. - Tak na prawdę nazywam się Michael Potter. Przerażające nie? - zaśmiał się. - Ach i zapomniałbym na najważniejszym. Lily nie pochodziła z mugolskiej rodziny, jak ci wszyscy wmawiali. Tak na prawdę każdy z rodu Evansów był czystej krwi czarodziejem, prócz Petuni, która jest charłakiem. Jej rodzice żyli wśród mugolów, dlatego ukrywali się i nie używali różdżek jak nie było takiej potrzeby. -
- Nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał oniemiały Wybraniec. To za dużo informacji jak na dzień.
- Poprzedzając twoje kolejne pytanie, to nie wyglądam podobnie do twojego ojca, tylko dlatego, że moi opiekunowie rzucili na mnie Zaklęcie Adopcyjne. -
- Czyli, że wystarczy, że powiem, że przyjmuję pana z powrotem do rodziny wystarczy? -
- Tak. Ale proszę od dziś nie mów do mnie per "pan"... -
- Oczywiście. - zgodził się po czym położył rękę na ramieniu Mistrza Eliksirów i rzekł: - Ja, Harry James Potter przyjmuję cię - Severusie Snape z powrotem do rodziny Potterów. -
Nagle Severus Snape stał się kimś zupełnie innym niż był do tej pory... Stał się idealną kopią swego brata - James'a.
- Na reszcie... - sapnął były śmierciożerca - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś... Teraz jesteśmy rodziną. - uśmiechnął się.
Harry siedział wpatrując się w Dawny Postrach Hogwartu - Severusa Snape'a, a raczej Severusa Pottera.
- Szóstka Potterów w jednym miejscu? Straszneee... - zaśmiał się Wybraniec
- Nie myśl, że ze względu na nasze bliskie pokrewieństwo dam twoim dzieciakom fory na Eliksirach. -
- Nie chciałbym tego. Niech posmakują, co to znaczy być Potterem. -
Przez jeden przypadek Severus i Harry pogodzili się, zapomnieli o dawnych sporach. Zaczęli nowy rozdział. Miłość znów zwyciężyła nad nienawiścią.
~~*~~
Nadszedł pierwszy dzień nauki. James Potter był już na czwartym roku i obecnie spieszył się na Eliksiry. Wpadł do lochów chwilę przed pojawieniem się Mistrza Eliksirów. Puścił oczko do Rose i wypakował z torby pióro, kałamarz i książkę. Nagle drzwi do klasy otworzyły się, a przez nie wkroczył profesor Snape... Ach jaki Snape?! Profesor Potter!
- Dzień dobry. - rzekł.
- Dzień dobry panie profesorze. - powiedziała cała klasa.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął swoją coroczną przemowę - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać... - mruknął spoglądając na syna Harry'ego po czym zaczął sprawdzać obecność. Na dłużej zatrzymał się przy znanym nazwisku. - Pan Potter nasza nowa znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie, a cała klasa wybuchnęła niepochamowanym śmiechem.
CDN...
Hejka... Dziś krótko i koślawo.
Mimo feri, nie mam jak pisać... a moja wena? Nie ma! niknęła! Przepadła FOREVER! Masakra. ;c
Piszcie swoje opinie na temat rozdziału w komach, bardzo mi na nich zależy.
czwartek, 9 stycznia 2014
Rozdział 7 - Eliksir Powrotu
Rozdział 7 - Eliksir Powrotu
Severus szybko wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego kierując się w stronę lochów. Wiedział, że ma mało czasu. Eliksir Powrotu* nie był zaliczany do najprostszych w uwarzeniu.Składniki:
- Krew najbliższej osoby z rodziny potrzebującego mikstury,
- włos jednorożca,
- łza feniksa,
- kropla Eliksiru Felix Felicis,
- kruszone kły węża,
- kamień księżycowy.
- Gdzie ja znajdę je wszystkie! - krzyknął rozeźlony, wpatrując się w spis. Po czym poszedł do pomieszczenia, gdzie trzymał wszystkie składniki do różnych eliksirów. - Powiększyli zbiór. - zdziwił się znajdując po kolei to czego szukał. Gdy miał już wszystko zaczął przygotowywać wywar. Wszystko szło bez zakłóceń. Eliksir już prawie był gotowy, Severus już nalewał go do fiolki, gdy nagle z kociołka zaczęła wydobywać się tęczowa mgiełka. Snape wiedział co to oznacza. Opary sygnalizowały dobre uwarzenie Eliksiru, jednak w zetknięciu z przygotowującym wywar nie były niczym dobrym, gdyż powodowały poważne oparzenia i omdlenia. Postrach Hogwartu szybko rzucił na fiolkę dwa zaklęcia, dzięki którym buteleczka nie tłukła się i sama się napełniała. - Nie, nie, nie! Tylko nie teraz! - krzyczał do siebie czując ból w okolicy klatki piersiowej, ramion, nadgarstków i rąk. Nagle zauważył jak drzwi otwierają się.
- Severusie! - zawołała przerażona Pomfrey.
- Proszę to podać Potterowi... - szepnął zanim stracił przytomność. Poppy wzięła fiolkę z wywarem i ostrożnie włożyła ją do kieszeni. Po czym zajęła się Naczelnym Postrachem Hogwartu. - Opary... Czy on jest niepoważny?! Przecież nie można warzyć Eliksirów przy zamkniętych oknach! - mruczała przetransportowując nauczyciela Eliksirów do Skrzydła Szpitalnego.
~~*~~
Bezsilność... Ból... Smutek... Przerażenie... Te uczucia towarzyszyły Wybrańcowi podczas pobytu w Skrzydle. Wiedział czym dostał i bał się skutków zaklęcia, które coraz częściej czuł. Otępiający ból. A na tym się nie skończyło. To był dopiero początek. Najgorsze przed nim.
- Nie pozwolę mu umierać w cierpieniach! Znam eliksir, który zniweluje działanie zaklęcia Powolnej Śmierci. - Potter usłyszał znajomy mu głos, głos Severusa Snape'a. Później znów była pustka, nicość.
Kilka dni później znów uchwycił jakąś rozmowę. Nie. Ten ktoś zwracał się wprost do niego.
- No, panie Potter oby wywar zadziałał. - powiedziała pani Pomfrey wlewając Eliksir Powrotu przez jego lekko rozszerzone usta. Ten nagle podniósł się i zaczął kaszleć. Pani Pomfrey widząc to poklepała go po plecach. - Już po wszystkim, Potter. Możesz podziękować profesorowi Snape'owi. To on uwarzył ten Eliksir. - wskazała na fiolkę leżącą na stoliku przy jego łóżku. - Ale na razie to niemożliwe, bo jest nie przytomny... - wyjaśniła.
- Czy mógłbym zobaczyć się z żoną i dziećmi? - wtrącił
- Ach tak, tak. Zaraz tu będą. - a uprzedzając jego koleje pytanie rzekła. - Jamesowi nic nie jest, był tylko przerażony, nie miał zbyt poważnych obrażeń. -wyjaśniła.
Chwilę później do skrzydła wpadli jego najbliżsi. Pierwszy przy jego łóżku znalazł się James. Widać było, że płakał, więc Harry od razu objął go ramieniem i przytulił. Następna była Ginny, która podeszła bliżej i pocałowała go delikatnie w usta.
- Tata! - zawołała pozostała dwójka komicznie wychylając się zza pani Potter.
- Dobrze jest mieć was wszystkich tutaj. Razem. W komplecie. - powiedział Wybraniec z ogromnym uśmiechem.
- Jak się czujesz? - spytała Ginny z troską.
- Nie najgorzej, ale bywało lepiej. - odpowiedział po chwili. - Czy coś mnie ciekawego ominęło? Poza wybudzeniem się Severusa ze śpiączki? - zapytał.
- Chyba nic... Jutro rozpoczęcie roku. Albus postarał się o to... Wiesz, brakowało dwóch nauczycieli. Ciebie i Snape'a. - odpowiedziała
Harry tylko skinął głową.
CDN...
Liczę na komentarze :)
środa, 25 grudnia 2013
Rozdział 6 - Severus Snape
Rozdział 6 - Severus Snape
Harry bardzo szybko się uczył. Teleportację opanował już po dwóch dniach, telepatię po czterech. Została jeszcze Czarna Magia, eliksiry i uzdrowicielstwo. Podczas szkolenia poznał wiele nowych klątw i uroków czarno-magicznych, jak i do czego używać wężomowę, magię bezróżdżkową, tworzyć co raz to nowe eliksiry, uleczać i wiele innych dziedzin magii. Był z siebie bardzo dumny.- Witajcie kochani! Dziś każdy z was zostanie członkiem armii, do której się szkolił. - oznajmił Mistrz. Wszystko odbywało się bez zakłóceń, zwykła inicjacja. Lecz, gdy Harry stanął przed Mistrzem i wypowiadał słowa przysięgi uniósł się w górę na pół metra, a wokół niego wytworzyła się zielonkawa poświata. Zamknął oczy próbując przemóc ból jaki towarzyszył tej ceremonii po czym bezsilnie opadł na ziemię. Blizna bolała go coraz bardziej, świat zaczął wirować. Później była tylko ciemność...
~~*~~
Obudził się w ciemnym, wilgotnym lochu. Sam fakt, że już nie ma przy nim jego przyjaciół dobijał go. Czy poradzi sobie z tym wyzwaniem?
- Widzę, że wreszcie się obudziłeś, Potter. - zaśmiał się Voldemort. - Co ty robisz?! - warknął, gdy ten nagle zawisł do góry nogami. - Nieee!!! - krzyknął, gdy oberwał zaklęciem mocniejszym od Sectumsempry.
- Zanim kogoś porwiesz, to radziłbym najpierw sprawdzić czy nie umie przypadkiem więcej od ciebie, a teraz wybacz Tom, ale muszę wracać do rodziny. - powiedział powtarzając jego słowa z przed lat. Czarny Pan widząc teleportującego się Pottera zdążył rzucić ku niemu dwa zaklęcia. Cruciatusa i Zaklęcie Powolnej Śmierci.
~~*~~
- Harry! - Ginny rzuciła się na niego z radością. Po czym prześwidrowała go wzrokiem i zarządziła, by ten od razu udał się do pani Pomfrey. Tak też zrobił.
- No i znów ty... Może zamieszkasz tutaj? - zaproponowała Poppy.
- Dziękuję, ale raczej nie. - zaśmiał się cicho siadając na łóżku. Nagle zakręciło mu się w głowie, a z blizny popłynęła krew. Za trząsł się z bólu i opadł na poduszki poddając się działaniom Pomfrey, która zaczęła go badać. Zanim stracił przytomność usłyszał z jej ust czym dostał.
Tymczasem z drugiej strony Skrzydła Szpitalnego budził się właśnie Największy Postrach Hogwartu. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Już wiedział gdzie jest, jednak nie to przykuło jego uwagę. Potter? Co on robi w Hogwarcie i to jeszcze w Skrzydle Szpitalnym?! - myślał Severus. Po chwili odetchnął głęboko i zaczął wsłuchiwać się co mówi Pomfrey. Cruciatus?! Zaklęcie Powolnej Śmierci?! - nie wiadomo dlaczego, ale coś w nim zawrzało. Podparł się na łokciach i pomału wstał, co nie było takie proste, w końcu leżał on w bezruchu około 16 lat, o czym nie wiedział.
- Severusie! W tej chwili kładź się! Musisz odpocząć! - zawołała pielęgniarka.
- Niby czemu?! - warknął.
- Byłeś w śpiączce około 16-stu lat i ty mi się pytasz czemu?! - oburzyła się.
- Co proszę? 16 lat? - zdziwił się z lekkim strachem.
- Tak. Pan Potter przyniósł cię tu pod koniec bitwy o Hogwart. Byłeś w stanie krytycznym. Na szczęście nie było jeszcze za późno. Przez kilka lat byłeś podtrzymywany przy życiu wieloma zaklęciami, które znał tylko pan Potter. To pomogło ci przeżyć. - wyjaśniła. Severus coraz bardziej otwierał oczy ze zdumienia. Potter uratował mi życie... Teraz moja kolej! - pomyślał z lekkim przerażeniem.
- Tym bardziej muszę wstać. Znam eliksir, który spowoduje, że zaklęcie Powolnej Śmierci nie będzie już na niego działało. - wyjaśnił.
- Ja ci to uwarzę tylko powiedz jakie składniki są potrzebne... - oświadczyła, ale mężczyzna przerwał jej stanowczym głosem.
- Nie. Ten eliksir może zrobić tylko jego najbliższy żyjący krewny znający owe składniki. -
- Ty niby nim jesteś? - zakpiła.
- Długo można by tłumaczyć. Daj mi to zrobić! - krzyknął.
CDN...
sobota, 21 grudnia 2013
Rozdział 5 - Szkolenie
Rozdział 5 - Szkolenie
Potter obudził się koło szóstej nad ranem, przeciągnął się i z zapałem wstał z łóżka. Wyjął z szafy czyste szaty i ruszył w stronę łazienki. Następnie gotowy do treningu wyszedł z pokoju w stronę jadalni. Zastał tam już Megan jedzącą tosty z dżemem. Sam po chwili wziął z niej przykład. Po zjedzonym śniadaniu udali się do sali treningowej nr 17.- Wasza Wysokość. - skłonili się widząc władcę.
- Witam, proszę mówcie mi po imieniu. Tak będzie nam łatwiej współpracować. Nazywam się Peeta King. - uśmiechnął się, po czym szybko dodał - Tylko proszę nie wspominać, że nie wypada! - jęknął.
- Oczywiście. - powiedzieli natychmiast.
- Podczas szkolenia na Mrocznego Stróża nauczycie się między innymi: oklumencji, legilimencji, czarnej magii, eliksirów, uzdrowicielstwa, teleportacji, telepatii, magii bezróżdżkowej oraz wielu, wielu innych. Zaczniemy od oklumencji. Najpierw Megan. - zaproponował. Dziewczyna z przerażeniem podeszła do Mistrza. - Legilimens. - powiedział i zobaczył wszystkie jej wspomnienia. Jednak po chwili wyszedł z jej umysłu. Następnie spróbował z Michaelem. Efekt był podobny. - Cóż, czyli jednak będziemy musieli rozpocząć od początku. Harry, może teraz ty spróbujesz? - spytał, a Wybraniec tylko skinął głową przygotowując się na atak. Następnie poczuł jak władca próbuje dostać się do jego umysłu. Przed swoimi oczami zobaczył krótki urywek jednej z walk z Voldemortem, po czym wyrzucił nieproszonego gościa z umysłu. - Bardzo dobrze! - pochwalił go Mistrz. - Za niedługo będziesz potrafił automatycznie stawiać bariery umysłowe, nawet nie myśląc o tym. Spróbujmy jeszcze kilka razy. - zaproponował na co Harry mimowolnie zgodził się. Po kilku kolejnych próbach upadł zmęczony na kolana. Co nie uszło uwadze jego przyjaciół i Mistrza. - Odprowadźcie go do pokoju... Ach zapomniałbym... Codziennie przed snem wyciszajcie się i oczyszczajcie umysł z wszelkich myśli. - dodał na koniec. Meggy i Mike podbiegli do bruneta z paniką w oczach. Pomogli mu wstać i ruszyli z nim do jego kwater.
- Dzięki. - wyszeptał Potter padając na łóżko.
- Skąd umiesz Oklumencję? - spytał Flynn z zaciekawieniem.
- Uczyłem się jej jak byłem w Hogwarcie. - odparł krótko, nie chcąc rozwijać tego tematu dodał. - Chyba już pójdę spać, jestem padniętyyy. - ziewną przeciągle. Wypił Eliksir Słodkiego Snu, po czym odpłynął...
~~*~~
Dwa tygodnie później cała trójka umiała świetnie opanowane obydwie sztuki umysłu.
- Dziś zajmiemy się... - zaczął, lecz nie zdołał dokończyć, gdyż do sali wpadł jego informator.
- Panie... Część wampirów i elfów się zbuntowała! - zawołał na wejściu.
- Zaraz się tam zjawię. Derek! - odparł Mistrz, wołając swojego pomocnika - Czy mógłbyś przez kilka dni zastąpić mnie i nauczyć teleportacji pana Pottera i rodzeństwo Flynn? - spytał.
- Oczywiście panie. - ukłonił się.
CDN...
Dziś trochę nudno... Ale z czasem będzie lepiej. (wiem pewnie jest sporo błędów, ale już nie miałam siły ich sprawdzać, poza tym nie jestem w tym dobra)
Zostaw po sobie ślad!
wtorek, 17 grudnia 2013
Rozdział 4 - Rytuał
Rozdział 4 - Rytuał
Inne miejsce i wymiar...Harry ocknął się. Leżał na miękkim łóżku, co bardzo go zdziwiło. Przecież dopiero co był torturowany przez Voldemorta. Gad nie odpuściłby sobie zostawiając go tam.
- Gdzie ja jestem? - spytał.
- W Mrocznej Krainie. Jestem Mike Flynn. - przywitał się młodzieniec, który ni stąd ni zowąd wyrósł tuż nad nim. Miał on krótkie brązowe włosy i niebieskie oczy.
- Co ja tu robię? - zapytał niepewnie.
- Mistrz wezwał cię do naszego królestwa byś odbył szkolenie. Ja mieszkam tu od kiedy pamiętam. Podobno wraz z siostrą, która nazywa się Megan trafiliśmy tu, gdy mieliśmy rok. Słyszałem od Mistrza, że moich rodziców zabił Voldemort... Naukę zaczynamy dopiero za kilka dni. Wtedy co ty... Harry jak mniemam? - spytał tamten.
- Tak... - odparł cicho.
- Jakbyś potrzebował pomocy wypowiedz moje imię. Na pewno się zjawię, a i w szafie są szaty, łazienka jest za tymi drzwiami. - wskazał po czym pożegnał się: - Do zobaczenia. - uśmiechnął się i wyszedł. Potter wstał z łóżka, wyjął z szafy ubrania i poszedł do łazienki. Po chwili wyszedł odświeżony i przebrany w czarną szatę. Wypowiedział imię nowo poznanego, który natychmiastowo pojawił się tuż przed nim. - Zaprowadzę cię do jadalni. - oświadczył jakby czytając mu w myślach. Harry skinął głową, po czym poszedł za nim. Szli długim korytarzem. Na ścianach wisiało mnóstwo portretów. Gdy dotarli rozejrzał się ciekawie po pomieszczeniu. Ujrzał duży stół po środku sali, a nad nim ogromny żyrandol. Wnętrze wyglądało przepięknie. Ściany były koloru złotego, a podłoga była czarna. Przy stole czekała na nich dziewczyna o zielonych oczach i czarnych lokach. Harry usiadł po jej prawej, a Michael lewej i zaczęli jeść. Chwilę później dołączyło do nich jeszcze cztery osoby. Przedstawili się sobie po czym zasiedli do stołu.
Po skończonym posiłku poszli w stronę sali tronowej, gdzie czekał już na nich Mistrz.
- Witam was bardzo serdecznie. Na początek każdy z was przejdzie, krótki rytuał. Wtedy dowiemy się kto go będzie szkolił. Jak wyczytam nazwiska prozę, by tu do mnie podszedł. - przywitał ich. - Blake, Laura. - wypowiedział, po chwili na podest weszła wysoka blondynka o szarych oczach. Mistrz wziął do ręki sztylet i przeciął delikatnie jej skórę na nadgarstku. Kilka kropel krwi wlało się do srebrnej misy, z której nagle buchnął biały obłok. - Armia Obrońców, twój mistrz - Albert White. - zawołał. - Eliot, Nathan. - z szeregu wyłonił się osiemnastoletni chłopak o brązowych włosach i czarnych oczach. Został przydzielony do Armii Wampirów, a jego mistrzem został Andrew Hall. - Fry, John - przed Mistrzem stawił się rosły mężczyzna z jasnymi włosami i piwnych oczach. Trafił on pod skrzydła Christophera Collinsa do Armii Obrońców. - Fleming, Matthew. - do sali wpadł zdyszany nastolatek. Jego mistrzem został Edvard Jerome - Elf. - Flynn, Megan. - dziewczyna trafiła do Armii Mrocznych Stróżów, szkolić ją miał sam Mistrz. - Flynn, Michael - chłopak dołączył do siostry. - Potter, Harry - wywołany podszedł z podniesioną głową, nawet nie zważając na szmery. Stanął przed misą i patrzył jak Mistrz rozcina mu skórę na nadgarstku, jak z rany spływają dwie samotne krople szkarłatnej cieczy. Nagle buchnęła z niej tęczowa mgiełka. On sam uniósł się 10 cali i zaczął emanować rażącym światłem. Po kilku minutach wszystko ustało, a ten opadł na ziemię stając niepewnie na nogach. - Armia Mrocznych Stróżów! - zawołał Mistrz. - Teraz rozejdźcie się do swoich pokoi i odpocznijcie. Od jutra rozpoczyna się trening. Czeka was ciężki rok. Co do nowo przybyłych, na królestwo nałożona jest Pętla Czasu. Tu rok, tam pół sekundy. Można się rozejść. - uśmiechnął się.
Do Pottera podeszła Megan wraz z bratem.
- Cześć. Pomóc ci? - spytali. Tamten tylko skinął głową, po czym razem poszli do jego kwater. - To było niesamowite! Dziwne, że wszyscy jesteśmy w jednej Armii i będziemy szkoleni przez samego Mistrza! Nigdy się tak nie zdarzyło! Powtarzam NIGDY! Niewiarygodne! - Michael klasnął w ręce. - Acha zapomniałbym. Tu masz mapę zamku. - podał mu rulon.
- Dzięki. Na pewno się przyda. - powiedział z uśmiechem.
- My idziemy spać. Tobie też radzę. Szkolenie na Mrocznego Stróża jest bardzo trudne...
CDN...
niedziela, 15 grudnia 2013
Rozdział 3 - Odnajdę Cię!
Rozdział 3 - Odnajdę Cię!
Zielonooki usiadł na fotelu w swoich kwaterach cały czas patrząc w oczy Ginny. Szukał w nich nadziei, wsparcia. Znalazł je.- Czas iść. - szepnął do żony po czym przytulił ją, widząc, że płacze. Pocałował ją po czym poszedł w stronę dzieci.
- Tata! - zawołały podbiegając do niego wpadając w jego ramiona.
- Słuchajcie... Idę po Jamesa... Obiecajcie mi, że będziecie grzeczni i będziecie pomagać mamie. Może mnie długo nie być. - powiedział do nich ojcowskim tonem.
- Dobrze. - skinęły jednocześnie głowami. Harry pożegnał się z rodziną, po czym ociężałym krokiem ruszył w stronę Zakazanego Lasu. Dotarł na czas.
~~*~~
Śmierciożercy znajdowali się na małej polanie, którą oświetlał księżyc. W środku okręgu stał Voldemort trzymający za szatę Jamesa Pottera II. Po chwili puścił go, a czternastolatek upadł bezwładnie na ziemię.
- Kogóż to moje oczy widzą? Czyż to nie Harry Potter? - zaczął Riddle zauważając go.
- We własnej osobie Tom. - odparł Wybraniec.
- W takim razie chyba czas rozpocząć przedstawienie! Rennervate! - wypowiedział zaklęcie, które skierował na młodego Pottera, który mimowolnie obudził się. - Crucio! - krzyknął Czarny Pan i James zaczął wrzeszczeć z bólu. Gdy Lord przerwał zaklęcie ten upadł na kolana z jękiem.
- Zostaw mojego syna! To mnie chcesz! Nie wyżywaj się na kimś, kto nic ci nie zrobił i nie ma jak się obronić! - warknął Harry.
- Crucio! Crucio! - dwa bardzo mocne torturujące zaklęcia pod rząd uderzyły w starszego Pottera, który mimo bólu starał się nie okazywać słabości i lęku. Następne dwa znów poleciały w stronę Jamesa. Wybraniec nie mógł pozwolić, by ten psychopata torturował jego syna na jego oczach, więc podbiegł przed nastolatka przyjmując na siebie zaklęcia, których nie był już w stanie wytrzymać. Osunął się nieprzytomny na ziemię.
- Bierzcie Harry'ego Pottera! Bachora zostawcie! - zarządził Voldemort. Po chwili zniknęli...
~~*~~
Ginny z zniecierpliwieniem i strachem spojrzała na zegar. Była już godzina 21:47, a Harry nadal nie wracał. Musiało coś się stać, że nie mógł wrócić z Jamesem. - pomyślała po czym pobiegła do Zakazanego Lasu rozglądając się za ukochanym. Przeraziła się widząc zakrwawionego syna samego na polanie.
- James! - zawołała podbiegając do niego - James! - łkała tuląc nastolatka
- C-o-o z t-at-ą-ą? - szepnął otwierając czerwone od płaczu oczy. Rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie było jego ojca! Zaczął trząść się z płaczu. - Bo... to...ach...
- Ciii.... Spokojnie... Opowiesz mi to później. Dobrze? Teraz się nie zmuszaj. - uspokoiła go rudowłosa. - Teraz musisz jak najszybciej trafić do skrzydła szpitalnego. - dodała, po czym pomogła synowi wstać.
- Poradzę sobie sam! - powiedział stanowczo i powolnym krokiem poszedł za matką. Po niedługiej chwili znaleźli się już w skrzydle. - Miałem opowiedzieć o tym, co się stało jak mnie porwali i jak to się stało? - spytał, na co Ginny skinęła głową. - Gdy wraz z Willem i Lily byliśmy u wujka Rona i cioci Hermiony większość czasu spędzałem po za domem. Najczęściej albo siedziałem na ławce w ogrodzie, albo na schodach. Wtedy też tam byłem. Nagle pojawili się Śmierciożercy. Próbowałem kogoś zawołać, ale było już za późno. Wzięli mnie do swojej siedziby. Voldemort co jakiś czas przychodził trochę mnie po torturować. Trwało to jeden dzień, ale i tak było to straszne. - mówił z drżeniem w głosie.
- Twój tata przeżywa takie rzeczy niemal codziennie... - wtrąciła Ginny.
- Później była tylko ciemność. Do czasu pojawienia się go na polanie w Zakazanym Lesie. Tata chciał mnie ochronić przed Cruciatusami... i zasłonił mnie. - opowiedział zakończył.
- Teraz o tym nie myśl już więcej się to nie zdarzy. Wypij to. - podała synowi eliksir Słodkiego Snu. Ten natychmiast zasnął. - Och Harry gdzie jesteś... - szepnęła ze łzami w oczach - Odnajdę cię! - przyrzekła sobie.
CDN...
Witajcie po dłuższej przerwie (nawet od kilku dni? hehehe)! Rozdział z księżyca, wiem. (hahah) Następny będzie lepszy! Obiecuję wam, że będzie się działo!
wtorek, 10 grudnia 2013
Rozdział 2 - Porwanie
Rozdział 2 - Porwanie
W mieszkaniu Rona i Hermiony...- Ron, szybko bierz dzieci i teleportujcie się! - zawołała szatynka. - Śmierciożercy zaraz wyważą drzwi! -
- Wiesz może gdzie James?! - krzyknął tamten, z paniką rozglądając się dookoła.
- O nie... - pisnęła Hermiona wybiegając na zewnątrz.
- CO ty robisz?! - wołał Ron
- Tam jest James! Wy już się teleportujcie! - odpowiedziała i z różdżką w dłoni wybiegła z domu. Jak się okazało Śmierciożerców już tam nie było. - O nie! - rozpłakała się - Co ja powiem Harry'emu i Ginny? - jęknęła upadając na kolana. Po chwili jednak wstała teleportując się do Nory. Prawie natychmiast została otoczona przez rodzinę.
- Gdzie James? - spytała Lily.
- Został porwany. - powiedział bez zająknienia ich wujek Ron. Dzieci natychmiast pobiegły do wyznaczonego ich pokoju i zabrały się za pisanie listu do rodziców.
Kochani Rodzice!
Mamy złe wieści. Był atak. Śmierciożercy porwali Jamesa. Boimy się! Proszę zabierzcie nas już do Hogwartu!
Rozrabiaki - Lily i Will.
~~*~~
Harry obudził się po południu. Był cały obolały, ale mimo to zwlókł się z łóżka. Ginny przywitała się z nim po czym pokazała mu list od dzieci. Wybraniec przerażony tą informacją opadł na łóżko i patrząc się na kartkę postanowił:
- Ginny udaj się po dzieciaki. - zdziwił się, gdy przed jego oczami pojawiła się kartka. Odczytał ją.
Harry Potterze jeśli chcesz zobaczyć jeszcze syna przyjdź do Zakazanego Lasu dziś o zmroku. Jeśli ktoś będzie ci towarzyszył zabijemy tego smarkacza.. jak mu tam? James? Czekamy!
Zbladł, gdy skończył czytać.
- Nie możesz! To pułapka! - krzyknęła Ginewra.
- Tu chodzi o naszego syna, Ginny! Nie mogę go tak zostawić! Nie po tym wszystkim co się stało! - rzekł łamiącym się głosem. Ukochana czule pożegnała się z nim, po czym udali się w dwie różne strony. Brunet do Skrzydła Szpitalnego, a ruda do Nory.
O dziwo pani Pomfrey nie przejęła się jego zniknięciem. Powodem było pojawienie się nowego pacjenta. Potter spojrzał na nią pytająco na co ta powiedziała:
- Dziś rano przetransportowali do nas ze Św. Munga Profesora Snape'a. Stwierdzili, że za niedługo się obudzi. -
Harry nie udawał zaskoczonego.
- To wspaniale. - uśmiechnął się szczerze. Bardzo cieszył się z usłyszanych informacji.
- A co do ciebie, czemu nie leżysz w łóżku i nie odpoczywasz?! - warknęła, przypominając sobie o wczorajszym wieczoru.
- Nic mi nie jest, po za tym mam ważne sprawy do załatwienia. - starał się jakoś wymigać.
- Kiedy? - spytała.
- Późno. - odparł krótko.
- Marsz do łóżka! - rozkazała, na co ten tylko jęknął i niechętnie posłuchał pielęgniarki.
~~*~~
Tymczasem Ginewra Potter zjawiła się w Norze, gdzie została powitana przez wszystkich domowników. Dzieci podbiegły do niej z płaczem i przytuliły się. Ginny głaskała po głowie najmłodszą członkinię jej rodziny - Lily. Nie minęła chwila, a Will pobiegł do swojego pokoju po dwa duże kufry. Wrócił wlokąc obydwa za sobą. No, no, no... Ale dżentelmen. Pomyślała Ginny.
By dostać się pod bramy Hogwartu użyli teleportacji łącznej. Weszli do zamku.
- Ooo..... Ale tu pięknie! - westchnęła Lilianna widząc cudowne dekoracje przygotowane przez skrzaty domowe na kolejne rozpoczęcie roku szkolnego.
- Idę poszukać taty. Wy tu zostańcie. - rzekła, po czym wyszła. Od razu skierowała się do skrzydła. - Wiedziałam, że cię tu znajdę. - zwróciła się do męża.
- Pani Pomfrey mnie zatrzymała. - westchnął. - Która godzina? - zapytał chwilkę potem.
- 20:50. - odpowiedziała.
- W takim razie powoli trzeba się zbierać. Nie mogę się przecież spóźnić. - oświadczył szykując się do wyjścia.
- Ale czemu miałbyś? - spytała z obawą.
- Dlatego. - odpowiedział odkrywając bardzo poranioną nogę. - Miałem koszmar. Znowu. Voldemort torturował zielonookiego bruneta. Gdzieś tak w moim wieku. - rzekł nieco ciszej. - Trochę to dziwne. Przecież na skrzydło szpitalne są nałożone bariery ochronne. - dodał po czym pomału wygramolił się z łóżka, przebrał się i powolnym, ostrożnym krokiem poszedł z żoną w stronę swoich kwater.
CDN...
Hej. CZEKAM NA KOMENTARZE!
Subskrybuj:
Posty (Atom)