czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 10 - James Junior

        Następną osobą ćwiczącą zaklęcie Riddiculus był James Potter. Bogin przyjął postać jednego z najgorszych Śmierciożerców - Avery'ego. Harry znów stanął przed uczniem i wypowiedział zaklęcie unieszkodliwiające potwora. Spojrzał na syna, który stał otępiale patrząc w podłogę.
- Zostań chwilę. - szepnął pan Potter, po czym wrócił do lekcji... po jej skończeniu zaczął rozmowę z synem.
- Tato... ja się boje... - szepnął.
- Wiem... Doskonale znam te uczucia, które tobą ogarnęły. Sam niejednokrotnie przez to przechodziłem. Słuchaj. Musisz nauczyć się tego zaklęcia. To bardzo niebezpieczne czasy, nie wiadomo co jutro może się zdarzyć. - powiedział.
- Rozumiem, tylko... ja... - zaczął młodszy Potter.
- Synku wiem, że doświadczyłeś na własnej skórze mocy Avrey'ego, tak jak ja... Jednak proszę cię. To dla twojego dobra. - przekonywał. Uczeń skinął głową i przygotował się do obrony przed boginem. Po chwili stwór pojawił się przypominając śmierciożercę. Dziecko patrzyło się w Avery'ego stojąc jak słup soli.
- Spokojnie Jim dasz radę. - ojciec podnosił go na duchu.
- Riddiculus. - szepnął szybko, gdy postać w czarnej pelerynie prawie go dotknęła. Chłopak zamknął oczy.
- Świetnie ci poszło. - pocieszył Harry przytulając syna, który nagle wybuchł płaczem. Gdy się uspokoił Wybraniec ponownie odezwał się - Chodźmy do Wielkiej Sali. Will i Lily na pewno się martwią... a co dopiero mówić o kuzynach i mamie. - mówił. James skinął głową i razem poszli na obiad.
- Jim! Chodź tutaj! - zawołali Fred i Luis niemal równocześnie. Harry zaśmiał się pod nosem i ruszył w stronę stołu nauczycielskiego. Usiadł pomiędzy Severusem a Ginny.
- Słyszałam, że James nie radził sobie z boginem. - zaczęła ruda.
- Nic dziwnego... Jego bogin przyjął postać Avrey'ego. - szepnął. Ginny skinęła głową ze zrozumieniem i popatrzyła na syna zatroskanym wzrokiem. - To mocny chłopak. Wyrasta na porządnego człowieka. -
- Jest kropka w kropkę jak ty - uparty, zdolny i jak już powiedziałeś mocny. - Harry uśmiechnął się słysząc to, po czym znów spojrzał na James'a, który siedział skulony, ze smutną miną. Rodzeństwo i kuzyni skakali wokoło niego próbując rozweselić. Nic.
- Zaraz wrócę kochanie. - powiedział brunet kierując się w stronę stołu Gryfonów, a będąc przy nim zwrócił się do syna - James... Chodź proszę ze mną. - Dzieciak energicznie podniósł się o pionu i u boku ojca opuścił Wielką Salę. Zdziwił się, gdy weszli do Pokoju Życzeń, który zmienił się w salę treningową.
- Jim... Nie możesz tak się zachowywać. Chodzi mi między innymi o zamykanie się w sobie i odpychanie rodzeństwa i przyjaciół. To nic nie da. W każdym razie dobrego. Wiem o tym, bo sam przeżyłem coś takiego. - powiedział na wstępie. - Po za tym ostatnio nie widziałem cię uśmiechniętego. Słuchaj. Dobrze wiem jak się czujesz. Jednak radziłbym wprowadzić do twego życia więcej słońca, radości... Jimmy... gdybym ja tego nie zrobił już dawno bym oszalał, lub nawet nie żył. - rzekł Wybraniec, na co młody Potter skinął głową. - Wiem także, że gdybym lepiej cię podszkolił w OPCM zapewne nic złego by się nie wydarzyło, a ta cała sprawa ze śmierciojadami nigdy by ciebie nie dotyczyła. Dlatego też będę uczył cię walki.  -
- Naprawdę? - spytał zafascynowany piętnastolatek.


CDN...
Hej, dziś krótko... ale cóż nie miałam pomysłów wcześniej...

2 komentarze:

  1. Jest dobrze. Dobrze dobrałaś dialogi i sytuacje. Harry wiedział już jak to jest z drugiej strony - jako dorosły człowiek widział jak to wyglądało.
    Czekam na next
    Ala

    OdpowiedzUsuń