Następną osobą ćwiczącą zaklęcie Riddiculus był James Potter. Bogin przyjął postać jednego z najgorszych Śmierciożerców - Avery'ego. Harry znów stanął przed uczniem i wypowiedział zaklęcie unieszkodliwiające potwora. Spojrzał na syna, który stał otępiale patrząc w podłogę.
- Zostań chwilę. - szepnął pan Potter, po czym wrócił do lekcji... po jej skończeniu zaczął rozmowę z synem.
- Tato... ja się boje... - szepnął.
- Wiem... Doskonale znam te uczucia, które tobą ogarnęły. Sam niejednokrotnie przez to przechodziłem. Słuchaj. Musisz nauczyć się tego zaklęcia. To bardzo niebezpieczne czasy, nie wiadomo co jutro może się zdarzyć. - powiedział.
- Rozumiem, tylko... ja... - zaczął młodszy Potter.
- Synku wiem, że doświadczyłeś na własnej skórze mocy Avrey'ego, tak jak ja... Jednak proszę cię. To dla twojego dobra. - przekonywał. Uczeń skinął głową i przygotował się do obrony przed boginem. Po chwili stwór pojawił się przypominając śmierciożercę. Dziecko patrzyło się w Avery'ego stojąc jak słup soli.
- Spokojnie Jim dasz radę. - ojciec podnosił go na duchu.
- Riddiculus. - szepnął szybko, gdy postać w czarnej pelerynie prawie go dotknęła. Chłopak zamknął oczy.
- Świetnie ci poszło. - pocieszył Harry przytulając syna, który nagle wybuchł płaczem. Gdy się uspokoił Wybraniec ponownie odezwał się - Chodźmy do Wielkiej Sali. Will i Lily na pewno się martwią... a co dopiero mówić o kuzynach i mamie. - mówił. James skinął głową i razem poszli na obiad.
- Jim! Chodź tutaj! - zawołali Fred i Luis niemal równocześnie. Harry zaśmiał się pod nosem i ruszył w stronę stołu nauczycielskiego. Usiadł pomiędzy Severusem a Ginny.
- Słyszałam, że James nie radził sobie z boginem. - zaczęła ruda.
- Nic dziwnego... Jego bogin przyjął postać Avrey'ego. - szepnął. Ginny skinęła głową ze zrozumieniem i popatrzyła na syna zatroskanym wzrokiem. - To mocny chłopak. Wyrasta na porządnego człowieka. -
- Jest kropka w kropkę jak ty - uparty, zdolny i jak już powiedziałeś mocny. - Harry uśmiechnął się słysząc to, po czym znów spojrzał na James'a, który siedział skulony, ze smutną miną. Rodzeństwo i kuzyni skakali wokoło niego próbując rozweselić. Nic.
- Zaraz wrócę kochanie. - powiedział brunet kierując się w stronę stołu Gryfonów, a będąc przy nim zwrócił się do syna - James... Chodź proszę ze mną. - Dzieciak energicznie podniósł się o pionu i u boku ojca opuścił Wielką Salę. Zdziwił się, gdy weszli do Pokoju Życzeń, który zmienił się w salę treningową.
- Jim... Nie możesz tak się zachowywać. Chodzi mi między innymi o zamykanie się w sobie i odpychanie rodzeństwa i przyjaciół. To nic nie da. W każdym razie dobrego. Wiem o tym, bo sam przeżyłem coś takiego. - powiedział na wstępie. - Po za tym ostatnio nie widziałem cię uśmiechniętego. Słuchaj. Dobrze wiem jak się czujesz. Jednak radziłbym wprowadzić do twego życia więcej słońca, radości... Jimmy... gdybym ja tego nie zrobił już dawno bym oszalał, lub nawet nie żył. - rzekł Wybraniec, na co młody Potter skinął głową. - Wiem także, że gdybym lepiej cię podszkolił w OPCM zapewne nic złego by się nie wydarzyło, a ta cała sprawa ze śmierciojadami nigdy by ciebie nie dotyczyła. Dlatego też będę uczył cię walki. -
- Naprawdę? - spytał zafascynowany piętnastolatek.
CDN...
Hej, dziś krótko... ale cóż nie miałam pomysłów wcześniej...
czwartek, 17 kwietnia 2014
piątek, 28 marca 2014
Rozdział 9 - Co to znaczy być Potterem...
Speszony James skulił się. Wiedział, że nauczyciel Eliksirów jest wredny i surowy... ale, że aż tak? Tego się nie spodziewał. Profesor zapytał go o właściwości Łzy Feniksa, Kła Bazyliszka, Rogu Jednorożca i wielu, wielu innych.
- Nie wiem, panie profesorze. - szepnął po raz kolejny.
- Widać rodzice niczego cię nie nauczyli. Sławni Potterowie... Pff... Ojciec jak i syn... - prychnął, a słysząc pukanie zawołał - Proszę... Ach Harry Potter nasza wcześniejsza znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie i mrugnął do siostrzeńca, który zaśmiał się tylko i rzekł:
- Severusie... Dajmy temu spokój. - zaśmiał się po czym nagle spoważniał - Dyrektor wzywa cię do swojego gabinetu. Natychmiast. Ja popilnuję klasy. -
- Jesteś dobry z Eliksirów, wytłumacz im co nie co, bałwanie. - mrugnął po czym wyszedł z lochów.
- Ktoś był już pytany? - uśmiechnął się - Ach... tak spodziewałem się tego. -westchnął widząc jak uczniowie patrzą na jego syna - Zaczynasz tak jak ja. - zaśmiał się pod nosem.
- Proszę pana! Czy to prawda, że w swoje pierwsze urodziny pokonał pan Voldemorta? - spytała jakaś Ślizgonka.
- Tak. - odparł krótko. - Co tu mówić... na moje nieszczęście, każdy zna moją historię. -
- Czy to prawda, że wychowali pana mugole i, że nie wiedział pan o istnieniu magii do czasu wyjazdu do Hogwartu? - zawołał ktoś z ostatniego rzędu.
- Prawda, prawda... A pierwszymi słowami, które dawny profesor Snape, dzisiaj zwany profesorem Potterem skierował do mnie były: "Pan Potter nasza nowa znakomitość". Żenujące. - uśmiechnął się szeroko, a widząc zaczerwionego syna już wiedział - Severus nie oszczędził tego zdania Jamesowi. - Ale się rozgadaliśmy... Profesor będzie wściekły. Możecie się spakować, a ja uciekam nim ten potwór mnie dopadnie. - zawołał słysząc dzwonek i ze śmiechem wypadł z lochów. Tym sposobem wszyscy polubili nowego nauczyciela OPCM.
Harry z uśmiechem na ustach wszedł do Wielkiej Sali, po czym zajął swoje miejsce przy stole nauczycielskim.
- Czarny Pan już wie o mojej zdradzie, o moim prawdziwym pochodzeniu... - szepnął Severus pochylając się nad nim. - W szkole musi być szpieg. - stwierdził.
Wybraniec skinął głową i pogrążył się w myślach. Chciał by to wszystko się skończyło. Chciał żyć jak każdy inny, dla którego największym problemem było jedno głupie przeziębienie. Westchnął cicho, po czym zabrał się do jedzenia. Chwilę później odsunął prawie pełny talerz i wyszedł z Sali Wejściowej. Serce przyspieszyło, zaczęła boleć go głowa, świat zaczął wirować. Zamknął oczy, stanął przed drzwiami klasy w której miał prowadzić zajęcia. Odczekał chwilę i gdy wszystko było już w porządku wszedł do sali. Bał się, że nie dotrze do dzieci i niczego ich nie nauczy.
- Miałeś się nie stresować. - powiedział ktoś, stojący w drzwiach. - Widziałem wszystko. - powiedział ta sama osoba - Severus Potter.
- Niby jak mam się nie stresować? Co jeśli mi nie wyjdzie? Może od razu zgłoszę rezygnację. - zastanawiał się.
- Nie gadaj tak! Dzieciaki cię kochają! Nie pamiętasz GD? Wiem, że ty stworzyłeś tą całą organizację, że uczyłeś swoich rówieśników walki. Wtedy sobie poradziłeś, czemu teraz miałbyś nie podołać zadaniu? - zdziwił się Mistrz Eliksirów.
- Dobra spróbuję. -
- Do zobaczenia Harry. Powodzenia! - zawołał Sev w progu.
- Wejdźcie. - powiedział Chłopiec Który Przeżył do grupki uczniów czekających na rozpoczęcie lekcji - uczniowie z czwartego roku.
- Nie muszę się przedstawiać, ani nic z tych rzeczy, bo pewnie znacie mnie dość dobrze. - uśmiechnął się ciepło do klasy. - Na moje zajęcia nie noście książek. Na razie zajmiemy się praktyką. - Panno Weasley - zwrócił się do chrześniaczki - Co to jest bogin? - zapytał
- Tak na prawdę nie wiadomo dokładnie co to jest. Wychodząc ze swojej kryjówki przypomina coś czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nim. Zaklęciem obronnym jest Reddikulus. - odpowiedziała
- Bardzo dobrze. 10 punktów dla Gryffindoru. Przejdźmy do praktyki. Ustawcie się w kolejce. Każdy z was z osobna zetknie się z boginem. Przygotujcie się. -
Bogin Rosse przybrał kształt niezdanego egzaminu - czyli taki sam jak Hermiony - jej matki. Zauważył różne dziwne rzeczy. Jak bogin zmienia się w książkę, latawiec... Dziwne... Kto się boi takich rzeczy?
- Scorpius Malfoy. - zawołał i z kolejki wyłonił się wysoki jak na swój wiek blondyn. Staną przed szafą, z której Harry wypuścił potwora. Przybrał postać ogromnego węża - węża Voldemorta - Nagini.
- Reddikulus! - zawołał Harry stając przed nim, widząc jak dzieciak stoi sparaliżowany ze strachu.
CDN...
Rozdział miałam już dawno napisany, więc bardzo przepraszam, że nie dodałam go wcześniej...
Proszę o komentarze!
- Nie wiem, panie profesorze. - szepnął po raz kolejny.
- Widać rodzice niczego cię nie nauczyli. Sławni Potterowie... Pff... Ojciec jak i syn... - prychnął, a słysząc pukanie zawołał - Proszę... Ach Harry Potter nasza wcześniejsza znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie i mrugnął do siostrzeńca, który zaśmiał się tylko i rzekł:
- Severusie... Dajmy temu spokój. - zaśmiał się po czym nagle spoważniał - Dyrektor wzywa cię do swojego gabinetu. Natychmiast. Ja popilnuję klasy. -
- Jesteś dobry z Eliksirów, wytłumacz im co nie co, bałwanie. - mrugnął po czym wyszedł z lochów.
- Ktoś był już pytany? - uśmiechnął się - Ach... tak spodziewałem się tego. -westchnął widząc jak uczniowie patrzą na jego syna - Zaczynasz tak jak ja. - zaśmiał się pod nosem.
- Proszę pana! Czy to prawda, że w swoje pierwsze urodziny pokonał pan Voldemorta? - spytała jakaś Ślizgonka.
- Tak. - odparł krótko. - Co tu mówić... na moje nieszczęście, każdy zna moją historię. -
- Czy to prawda, że wychowali pana mugole i, że nie wiedział pan o istnieniu magii do czasu wyjazdu do Hogwartu? - zawołał ktoś z ostatniego rzędu.
- Prawda, prawda... A pierwszymi słowami, które dawny profesor Snape, dzisiaj zwany profesorem Potterem skierował do mnie były: "Pan Potter nasza nowa znakomitość". Żenujące. - uśmiechnął się szeroko, a widząc zaczerwionego syna już wiedział - Severus nie oszczędził tego zdania Jamesowi. - Ale się rozgadaliśmy... Profesor będzie wściekły. Możecie się spakować, a ja uciekam nim ten potwór mnie dopadnie. - zawołał słysząc dzwonek i ze śmiechem wypadł z lochów. Tym sposobem wszyscy polubili nowego nauczyciela OPCM.
Harry z uśmiechem na ustach wszedł do Wielkiej Sali, po czym zajął swoje miejsce przy stole nauczycielskim.
- Czarny Pan już wie o mojej zdradzie, o moim prawdziwym pochodzeniu... - szepnął Severus pochylając się nad nim. - W szkole musi być szpieg. - stwierdził.
Wybraniec skinął głową i pogrążył się w myślach. Chciał by to wszystko się skończyło. Chciał żyć jak każdy inny, dla którego największym problemem było jedno głupie przeziębienie. Westchnął cicho, po czym zabrał się do jedzenia. Chwilę później odsunął prawie pełny talerz i wyszedł z Sali Wejściowej. Serce przyspieszyło, zaczęła boleć go głowa, świat zaczął wirować. Zamknął oczy, stanął przed drzwiami klasy w której miał prowadzić zajęcia. Odczekał chwilę i gdy wszystko było już w porządku wszedł do sali. Bał się, że nie dotrze do dzieci i niczego ich nie nauczy.
- Miałeś się nie stresować. - powiedział ktoś, stojący w drzwiach. - Widziałem wszystko. - powiedział ta sama osoba - Severus Potter.
- Niby jak mam się nie stresować? Co jeśli mi nie wyjdzie? Może od razu zgłoszę rezygnację. - zastanawiał się.
- Nie gadaj tak! Dzieciaki cię kochają! Nie pamiętasz GD? Wiem, że ty stworzyłeś tą całą organizację, że uczyłeś swoich rówieśników walki. Wtedy sobie poradziłeś, czemu teraz miałbyś nie podołać zadaniu? - zdziwił się Mistrz Eliksirów.
- Dobra spróbuję. -
- Do zobaczenia Harry. Powodzenia! - zawołał Sev w progu.
- Wejdźcie. - powiedział Chłopiec Który Przeżył do grupki uczniów czekających na rozpoczęcie lekcji - uczniowie z czwartego roku.
- Nie muszę się przedstawiać, ani nic z tych rzeczy, bo pewnie znacie mnie dość dobrze. - uśmiechnął się ciepło do klasy. - Na moje zajęcia nie noście książek. Na razie zajmiemy się praktyką. - Panno Weasley - zwrócił się do chrześniaczki - Co to jest bogin? - zapytał
- Tak na prawdę nie wiadomo dokładnie co to jest. Wychodząc ze swojej kryjówki przypomina coś czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nim. Zaklęciem obronnym jest Reddikulus. - odpowiedziała
- Bardzo dobrze. 10 punktów dla Gryffindoru. Przejdźmy do praktyki. Ustawcie się w kolejce. Każdy z was z osobna zetknie się z boginem. Przygotujcie się. -
Bogin Rosse przybrał kształt niezdanego egzaminu - czyli taki sam jak Hermiony - jej matki. Zauważył różne dziwne rzeczy. Jak bogin zmienia się w książkę, latawiec... Dziwne... Kto się boi takich rzeczy?
- Scorpius Malfoy. - zawołał i z kolejki wyłonił się wysoki jak na swój wiek blondyn. Staną przed szafą, z której Harry wypuścił potwora. Przybrał postać ogromnego węża - węża Voldemorta - Nagini.
- Reddikulus! - zawołał Harry stając przed nim, widząc jak dzieciak stoi sparaliżowany ze strachu.
CDN...
Rozdział miałam już dawno napisany, więc bardzo przepraszam, że nie dodałam go wcześniej...
Proszę o komentarze!
wtorek, 28 stycznia 2014
Rozdział 8 - Prawda
Harry tylko skinął głową po czym spojrzał na łózko znajdujące się na końcu sali. Leżał na nim Snape. Miał on szeroko otwarte oczy, które skierowane były w stronę Wybrańca. Powoli podniósł się i powlekł do łóżka Pottera.
- Dziękuję. - zdziwił się słysząc ten wyraz z ust Złotego Chłopca.
- Możecie zostawić nas samych? - poprosił Snape, a ci natychmiast wyszli. - Musisz wreszcie dowiedzieć się prawdy... Nie mogę dłużej tego ukrywać. Gdyby nie Dumbledore, to już dawno bym ci powiedział! Jesteśmy rodziną. - rzekł bez owijania w bawełnę.
- Jak t-to? - szepnął Harry
- Jestem bratem bliźniakiem twojego ojca, albo raczej byłem... zostałem wydziedziczony tuż przed pójściem do Hogwartu. Jako, że James był moim bratem powierzyłem mu tajemnice... którą było śmierciożerstwo. Jednak ten nie wytrzymał i pobiegł do ojca... a później już chyba wiesz co mogło się stać. - mówił - Po ich śmierci mogłem z powrotem przyjąć stare nazwisko... Jednak bałem się tego co zrobi Voldemort gdy się dowie... Tak Harry bałem się... Nawet nie o siebie. Tylko o ciebie! Tak to prawda! - wyznał. - Tak na prawdę nazywam się Michael Potter. Przerażające nie? - zaśmiał się. - Ach i zapomniałbym na najważniejszym. Lily nie pochodziła z mugolskiej rodziny, jak ci wszyscy wmawiali. Tak na prawdę każdy z rodu Evansów był czystej krwi czarodziejem, prócz Petuni, która jest charłakiem. Jej rodzice żyli wśród mugolów, dlatego ukrywali się i nie używali różdżek jak nie było takiej potrzeby. -
- Nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał oniemiały Wybraniec. To za dużo informacji jak na dzień.
- Poprzedzając twoje kolejne pytanie, to nie wyglądam podobnie do twojego ojca, tylko dlatego, że moi opiekunowie rzucili na mnie Zaklęcie Adopcyjne. -
- Czyli, że wystarczy, że powiem, że przyjmuję pana z powrotem do rodziny wystarczy? -
- Tak. Ale proszę od dziś nie mów do mnie per "pan"... -
- Oczywiście. - zgodził się po czym położył rękę na ramieniu Mistrza Eliksirów i rzekł: - Ja, Harry James Potter przyjmuję cię - Severusie Snape z powrotem do rodziny Potterów. -
Nagle Severus Snape stał się kimś zupełnie innym niż był do tej pory... Stał się idealną kopią swego brata - James'a.
- Na reszcie... - sapnął były śmierciożerca - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś... Teraz jesteśmy rodziną. - uśmiechnął się.
Harry siedział wpatrując się w Dawny Postrach Hogwartu - Severusa Snape'a, a raczej Severusa Pottera.
- Szóstka Potterów w jednym miejscu? Straszneee... - zaśmiał się Wybraniec
- Nie myśl, że ze względu na nasze bliskie pokrewieństwo dam twoim dzieciakom fory na Eliksirach. -
- Nie chciałbym tego. Niech posmakują, co to znaczy być Potterem. -
Przez jeden przypadek Severus i Harry pogodzili się, zapomnieli o dawnych sporach. Zaczęli nowy rozdział. Miłość znów zwyciężyła nad nienawiścią.
Nadszedł pierwszy dzień nauki. James Potter był już na czwartym roku i obecnie spieszył się na Eliksiry. Wpadł do lochów chwilę przed pojawieniem się Mistrza Eliksirów. Puścił oczko do Rose i wypakował z torby pióro, kałamarz i książkę. Nagle drzwi do klasy otworzyły się, a przez nie wkroczył profesor Snape... Ach jaki Snape?! Profesor Potter!
- Dzień dobry. - rzekł.
- Dzień dobry panie profesorze. - powiedziała cała klasa.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął swoją coroczną przemowę - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać... - mruknął spoglądając na syna Harry'ego po czym zaczął sprawdzać obecność. Na dłużej zatrzymał się przy znanym nazwisku. - Pan Potter nasza nowa znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie, a cała klasa wybuchnęła niepochamowanym śmiechem.
Hejka... Dziś krótko i koślawo.
Mimo feri, nie mam jak pisać... a moja wena? Nie ma! niknęła! Przepadła FOREVER! Masakra. ;c
Piszcie swoje opinie na temat rozdziału w komach, bardzo mi na nich zależy.
- Dziękuję. - zdziwił się słysząc ten wyraz z ust Złotego Chłopca.
- Możecie zostawić nas samych? - poprosił Snape, a ci natychmiast wyszli. - Musisz wreszcie dowiedzieć się prawdy... Nie mogę dłużej tego ukrywać. Gdyby nie Dumbledore, to już dawno bym ci powiedział! Jesteśmy rodziną. - rzekł bez owijania w bawełnę.
- Jak t-to? - szepnął Harry
- Jestem bratem bliźniakiem twojego ojca, albo raczej byłem... zostałem wydziedziczony tuż przed pójściem do Hogwartu. Jako, że James był moim bratem powierzyłem mu tajemnice... którą było śmierciożerstwo. Jednak ten nie wytrzymał i pobiegł do ojca... a później już chyba wiesz co mogło się stać. - mówił - Po ich śmierci mogłem z powrotem przyjąć stare nazwisko... Jednak bałem się tego co zrobi Voldemort gdy się dowie... Tak Harry bałem się... Nawet nie o siebie. Tylko o ciebie! Tak to prawda! - wyznał. - Tak na prawdę nazywam się Michael Potter. Przerażające nie? - zaśmiał się. - Ach i zapomniałbym na najważniejszym. Lily nie pochodziła z mugolskiej rodziny, jak ci wszyscy wmawiali. Tak na prawdę każdy z rodu Evansów był czystej krwi czarodziejem, prócz Petuni, która jest charłakiem. Jej rodzice żyli wśród mugolów, dlatego ukrywali się i nie używali różdżek jak nie było takiej potrzeby. -
- Nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał oniemiały Wybraniec. To za dużo informacji jak na dzień.
- Poprzedzając twoje kolejne pytanie, to nie wyglądam podobnie do twojego ojca, tylko dlatego, że moi opiekunowie rzucili na mnie Zaklęcie Adopcyjne. -
- Czyli, że wystarczy, że powiem, że przyjmuję pana z powrotem do rodziny wystarczy? -
- Tak. Ale proszę od dziś nie mów do mnie per "pan"... -
- Oczywiście. - zgodził się po czym położył rękę na ramieniu Mistrza Eliksirów i rzekł: - Ja, Harry James Potter przyjmuję cię - Severusie Snape z powrotem do rodziny Potterów. -
Nagle Severus Snape stał się kimś zupełnie innym niż był do tej pory... Stał się idealną kopią swego brata - James'a.
- Na reszcie... - sapnął były śmierciożerca - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś... Teraz jesteśmy rodziną. - uśmiechnął się.
Harry siedział wpatrując się w Dawny Postrach Hogwartu - Severusa Snape'a, a raczej Severusa Pottera.
- Szóstka Potterów w jednym miejscu? Straszneee... - zaśmiał się Wybraniec
- Nie myśl, że ze względu na nasze bliskie pokrewieństwo dam twoim dzieciakom fory na Eliksirach. -
- Nie chciałbym tego. Niech posmakują, co to znaczy być Potterem. -
Przez jeden przypadek Severus i Harry pogodzili się, zapomnieli o dawnych sporach. Zaczęli nowy rozdział. Miłość znów zwyciężyła nad nienawiścią.
~~*~~
Nadszedł pierwszy dzień nauki. James Potter był już na czwartym roku i obecnie spieszył się na Eliksiry. Wpadł do lochów chwilę przed pojawieniem się Mistrza Eliksirów. Puścił oczko do Rose i wypakował z torby pióro, kałamarz i książkę. Nagle drzwi do klasy otworzyły się, a przez nie wkroczył profesor Snape... Ach jaki Snape?! Profesor Potter!
- Dzień dobry. - rzekł.
- Dzień dobry panie profesorze. - powiedziała cała klasa.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął swoją coroczną przemowę - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać... - mruknął spoglądając na syna Harry'ego po czym zaczął sprawdzać obecność. Na dłużej zatrzymał się przy znanym nazwisku. - Pan Potter nasza nowa znakomitość. - uśmiechnął się ironicznie, a cała klasa wybuchnęła niepochamowanym śmiechem.
CDN...
Hejka... Dziś krótko i koślawo.
Mimo feri, nie mam jak pisać... a moja wena? Nie ma! niknęła! Przepadła FOREVER! Masakra. ;c
Piszcie swoje opinie na temat rozdziału w komach, bardzo mi na nich zależy.
czwartek, 9 stycznia 2014
Rozdział 7 - Eliksir Powrotu
Rozdział 7 - Eliksir Powrotu
Severus szybko wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego kierując się w stronę lochów. Wiedział, że ma mało czasu. Eliksir Powrotu* nie był zaliczany do najprostszych w uwarzeniu.Składniki:
- Krew najbliższej osoby z rodziny potrzebującego mikstury,
- włos jednorożca,
- łza feniksa,
- kropla Eliksiru Felix Felicis,
- kruszone kły węża,
- kamień księżycowy.
- Gdzie ja znajdę je wszystkie! - krzyknął rozeźlony, wpatrując się w spis. Po czym poszedł do pomieszczenia, gdzie trzymał wszystkie składniki do różnych eliksirów. - Powiększyli zbiór. - zdziwił się znajdując po kolei to czego szukał. Gdy miał już wszystko zaczął przygotowywać wywar. Wszystko szło bez zakłóceń. Eliksir już prawie był gotowy, Severus już nalewał go do fiolki, gdy nagle z kociołka zaczęła wydobywać się tęczowa mgiełka. Snape wiedział co to oznacza. Opary sygnalizowały dobre uwarzenie Eliksiru, jednak w zetknięciu z przygotowującym wywar nie były niczym dobrym, gdyż powodowały poważne oparzenia i omdlenia. Postrach Hogwartu szybko rzucił na fiolkę dwa zaklęcia, dzięki którym buteleczka nie tłukła się i sama się napełniała. - Nie, nie, nie! Tylko nie teraz! - krzyczał do siebie czując ból w okolicy klatki piersiowej, ramion, nadgarstków i rąk. Nagle zauważył jak drzwi otwierają się.
- Severusie! - zawołała przerażona Pomfrey.
- Proszę to podać Potterowi... - szepnął zanim stracił przytomność. Poppy wzięła fiolkę z wywarem i ostrożnie włożyła ją do kieszeni. Po czym zajęła się Naczelnym Postrachem Hogwartu. - Opary... Czy on jest niepoważny?! Przecież nie można warzyć Eliksirów przy zamkniętych oknach! - mruczała przetransportowując nauczyciela Eliksirów do Skrzydła Szpitalnego.
~~*~~
Bezsilność... Ból... Smutek... Przerażenie... Te uczucia towarzyszyły Wybrańcowi podczas pobytu w Skrzydle. Wiedział czym dostał i bał się skutków zaklęcia, które coraz częściej czuł. Otępiający ból. A na tym się nie skończyło. To był dopiero początek. Najgorsze przed nim.
- Nie pozwolę mu umierać w cierpieniach! Znam eliksir, który zniweluje działanie zaklęcia Powolnej Śmierci. - Potter usłyszał znajomy mu głos, głos Severusa Snape'a. Później znów była pustka, nicość.
Kilka dni później znów uchwycił jakąś rozmowę. Nie. Ten ktoś zwracał się wprost do niego.
- No, panie Potter oby wywar zadziałał. - powiedziała pani Pomfrey wlewając Eliksir Powrotu przez jego lekko rozszerzone usta. Ten nagle podniósł się i zaczął kaszleć. Pani Pomfrey widząc to poklepała go po plecach. - Już po wszystkim, Potter. Możesz podziękować profesorowi Snape'owi. To on uwarzył ten Eliksir. - wskazała na fiolkę leżącą na stoliku przy jego łóżku. - Ale na razie to niemożliwe, bo jest nie przytomny... - wyjaśniła.
- Czy mógłbym zobaczyć się z żoną i dziećmi? - wtrącił
- Ach tak, tak. Zaraz tu będą. - a uprzedzając jego koleje pytanie rzekła. - Jamesowi nic nie jest, był tylko przerażony, nie miał zbyt poważnych obrażeń. -wyjaśniła.
Chwilę później do skrzydła wpadli jego najbliżsi. Pierwszy przy jego łóżku znalazł się James. Widać było, że płakał, więc Harry od razu objął go ramieniem i przytulił. Następna była Ginny, która podeszła bliżej i pocałowała go delikatnie w usta.
- Tata! - zawołała pozostała dwójka komicznie wychylając się zza pani Potter.
- Dobrze jest mieć was wszystkich tutaj. Razem. W komplecie. - powiedział Wybraniec z ogromnym uśmiechem.
- Jak się czujesz? - spytała Ginny z troską.
- Nie najgorzej, ale bywało lepiej. - odpowiedział po chwili. - Czy coś mnie ciekawego ominęło? Poza wybudzeniem się Severusa ze śpiączki? - zapytał.
- Chyba nic... Jutro rozpoczęcie roku. Albus postarał się o to... Wiesz, brakowało dwóch nauczycieli. Ciebie i Snape'a. - odpowiedziała
Harry tylko skinął głową.
CDN...
Liczę na komentarze :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)